Zamiast grilla – satyra. Zamiast hałasu – ironia – zdjęcia
Klub Szyderców Bis po raz kolejny udowodnił, że można odpoczywać mądrze, śmiać się z klasą i wzruszać bez patosu. A wszystko to podczas „Uczty Szyderców” – nowej formuły spotkań z kabaretem, piosenką i sztuką, która przyciąga nie tylko miłośników inteligentnego humoru, ale i całe rodziny.
W świecie pełnym pośpiechu, kampanii i bezsensownych lajków, „Uczta” była jak haust świeżego powietrza. Jak sobotni wieczór bez telefonu. Jak rozmowa z kimś, kto nie potrzebuje krzyczeć, żeby zostać usłyszanym.
Uczta Szyderców to nie tylko kabaret – to kolaż scenek, piosenek, tekstów literackich i rysunków, który zostaje w głowie na długo.
Na scenie pojawili się m.in. Jacek Fedorowicz – niezmiennie błyskotliwy i precyzyjny jak skalpel satyry, Zuzanna Łuczak Wiśniewska czy Dominika Dobrosielska – z głosami, które przenoszą myśli w inne rejony, oraz Karol Wojdyło, Wojciech Kowalczyk, chór „Słyszę głosy”, zespół Leniwe Raz, Ewa Płotka i Krzysztof „Skrzat” Łukaszyk – każdy z osobnym głosem, a razem zgraną opowieścią.
To, co wyróżnia Ucztę Szyderców, to staranność. Teksty, muzyka, scenariusz – wszystko tu miało sens. Autorzy – Bartłomiej Brede, Przemysław Mazurek, Teofil Modrzejewski, Malina Prześluga, Jan Strugarek i inni – nie boją się bawić językiem, ale też go szanują. A kompozytorzy – Przemysław Mazurek, Piotr Klimek i sam zespół – dbają, by nuta miała nie tylko rytm, ale i znaczenie.
Trudno to wydarzenie zaszufladkować. To nie kabaret w klasycznym sensie. To nie koncert. To nie teatr. To wszystko naraz – i coś więcej. To przestrzeń do refleksji, ale bez ciężaru. Do uśmiechu, ale bez głupoty. Do spotkania, w którym każdy mógł znaleźć coś dla siebie.






































































