NEXT FEST 2025 – dzień pierwszy [ZDJĘCIA]
Pierwszy dzień NEXT FEST 2025 za nami – muzyczne święto w Poznaniu rozpoczęło się z rozmachem. Choć line-up obfitował w świetnych artystów, udało się dotrzeć jedynie na siedem koncertów. Oto krótka relacja z tego, co udało się zobaczyć, usłyszeć i poczuć.
Brassers
Na Placu Wolności dzień otworzył energetyczny występ Brassers – funkowo-jazzowa bomba dęciaków, która od razu rozruszała publiczność. Ich pulsujący groove i uliczna spontaniczność sprawiły, że plac tętnił życiem i tańcem już od wczesnego popołudnia.



























Metro
Następnie podjęliśmy próbę dostania się na koncert kapeli Metro w Dublinerze – i nie byliśmy jedyni. Przed wejściem kłębił się tłum, a klub szybko wypełnił się po brzegi. Udało się nam wcisnąć na sam koniec sali – zespołu nie widzieliśmy, ale na szczęście mogliśmy ich chociaż posłuchać. Było warto. Metro zaprezentowało się z intensywną energią i brzmieniem, które zdecydowanie zasługuje na większą przestrzeń – miejmy nadzieję, że przy kolejnej okazji zagrają w większym miejscu, by każdy mógł się zanurzyć w ich dźwiękach w pełni.
Bongostan
Chwilę później, na tej samej scenie co Brassers, pojawił się Bongostan – grupa, która nie zawodzi fanów pozytywnych wibracji. Ich miks reggae, ska i miejskich rytmów był jak muzyczna dawka słońca, a ich szczerość i lekkość wykonania błyskawicznie wciągnęły publiczność w wir tańca.











Kisu Min
W BaRocku czekało jednak coś zupełnie innego. Kisu Min, łódzki zespół o nazwie zaczerpniętej z esperanto (“pocałuj mnie”), zaprezentował pełen emocji koncert. W ich brzmieniu czuć było przybrudzoną melancholię post-rocka, wybrzmiewającą gdzieś pomiędzy shoegazem a gitarową alternatywą z przełomu wieków. Basia Ciupińska, Ola Sobańska, Agata Pyziak i Michał Szafarz stworzyli intymny, niemal hipnotyczny klimat, który był nie tyle koncertem, co przeżyciem. Ich szczerość, brak póz i autentyczność wypływały z każdego dźwięku. „City of the Revolution”, wydane przez Antenę Krzyku, to płyta, która robi wrażenie – ale na żywo Kisu Min pokazują jeszcze więcej. Czekamy z niecierpliwością na ich kolejny album!

























Leski
Po chwili wróciliśmy na Plac Wolności, gdzie wystąpił Leski. Jego koncert był jak głęboki oddech – pełen subtelnych emocji, delikatnych melodii i tekstów, które zostają na długo w głowie. Leski tworzy przestrzeń do refleksji i zatrzymania się, co na festiwalu pełnym bodźców stanowiło piękny kontrapunkt.























Loveworms
Potem znów BaRock – tym razem na Loveworms. Młoda post-punkowa kapela z Gdańska, która z miejsca podbiła serca publiczności. Ich koncert to była eksplozja energii i szczerości – surowe brzmienie, charyzma i świetny kontakt z publicznością sprawiły, że klub dosłownie pulsował. Inspirowani takimi zespołami jak Lambrini Girls czy Protomartyr, Loveworms są pełni gniewu, ale też radości grania. To kapela, która dopiero zaczyna swoją drogę (debiut wydany w lutym przez Antenę Krzyku), ale już teraz wiadomo, że warto ich śledzić – mogą namieszać na scenie bardziej, niż się spodziewamy!




























Marek Dyjak
Na koniec dnia – prawdziwa uczta w Blue Note. Marek Dyjak dał koncert, który trudno opisać bez użycia dużych słów. Przejmujący, intensywny, czasem wręcz bolesny w swojej szczerości. Dyjak opowiada historie z głębi siebie, z miejsc, do których wielu artystów boi się zaglądać. Jego głos – szorstki, pełen doświadczenia – niósł się przez salę i wypełniał ją emocjami. To był koncert, który nie zostawia obojętnym, i który długo zostaje pod skórą.
















